Dom na pustkowiu

Dalej ku miłości

07.04.2023

Dom na pustkowiu

Wieczór pogrążony w mroku i ciszy… W kominku podrygują pomarańczowe promienie – ruchliwe głodomorki… Stoi przy kuchni nad garnkiem, ma na sobie lniany fartuch w kolorze ciemnej cegły. Paski do wiązania fartucha są na tyle długie, że przełożywszy je u dołu pleców bierze je zawsze do przodu i wiąże pod żebrami. W cieniu kąta leży chyba kot… W drugim zaciemnionym kącie leży chyba mały pies… Tu i ówdzie podwieszone są suche badyle ziół… Czasami wrzuci jakieś zioło do ognia…

Ktoś puka. Ni to cicho, ni to głośno… I nie czekając na odpowiedź otwiera łagodnie drzwi… – „Niech będzie pochwalone wszystko, co dobre…!” – zakrzykuje od progu.

– Amen. – odpowiada cicho a pewnie Samotnica. – Tam! – wskazuje wolną ręką – w drugiej chochla – na gliniane malowane naczynie, które usadowiło się na parapecie między kwiatami doniczkowymi… Przybysz podchodzi do okna, uchyla wieczko naczynia i wkłada do niego papierowe pieniądze. Po czym, osuwa się delikatnie na krzesło przy stole i pozwala dobroczynnej miękkiej ciszy opaść na jego strudzone ramiona jak mięciutki, leciuchny koc… Wzrok natomiast ciągnie do płomieni w kominku… Wygrzewa sobie w bijącym stamtąd cieple okrzepłe ostatnio serce…

Ludzie sami znajdują drogę do jej domu wśród bagien. Jakby samo życie ich do niej prowadziło. Wszystko zawsze dzieje się miękko i cicho… I w swoim własnym tempie… Nikt nie majstruje przy tempie żadnego procesiku…, żadnego procesu… Który niekiedy wykracza poza jedno ludzkie życie… Wolno znaczy tu dobrze… 

Nasiąkanie ciepłem i zaufaniem może zadziać się jedynie w bezczasie… W martwym punkcie między wcześniej a później…

małgo rosa

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *