Z lęku do miłości

05.03.2021
Leci jak leci, biorę jak leci
A gdyby tak po prostu patrzeć na to, co się wydarza…?
A gdyby tak pozostać na miejscu mimo kompulsywnego impulsu by „zaradzić”…?
To jest, ćwiczyć się w rozpoznawaniu, kiedy to serce szepce co zrobić, a kiedy umysł wypycha do szukania „środka zaradczego”…
Może, gdy jestem w trudnej emocjonalnie – albo po prostu emocjonującej sytuacji – oznaką tego, że jestem w kontakcie z sercem jest to, że mimo na przykład smutku czuję w sobie dozę odwagi…, zaufania…, spokoju mimo tego…, spokoju mimo wszystko…
Natomiast smutek plus napędzające poczucie winy myśli – przykładowo: „ Jestem słaba…, kiepska…, gorsza…, skoro się na to godzę, to jest, skoro nie przecięłam jeszcze tego węzła gordyjskiego…” – świadczą prawdopodobnie o tym, że umysł szuka wyjścia ewakuacyjnego, żeby nie czuć tego, co teraz właśnie domaga się od-czucia, co powraca po miłość, po przyjęcie…
Najlepsze rozwiązania przychodzą same…, gdy pozostaję otwarta i przyjmująca… Rodzą się po ciąży, która – siłą rzeczy – ciąży…
– Jak leci?
– Dobrze… – wszystko można kochać…
małgo rosa
Bordowy kapelusz: https://zrzutka.pl/skg34e