Dalej ku miłości
27.03.2022
Rage against the machines
Nie boję się już powiedzieć ci w twarz, że mnie wkurwiasz…
Nie boję się tego, że może się okazać, że to co mam tobie do zarzucenia, to dokładnie to, czego nie widzę (lub/i nie chcę zobaczyć) w sobie.
Wiem już, że kiedyś sobie wybaczę.
Wiem już, że wtedy wybaczę tobie.
Gdy się chodzi po ziemi, to wznosi się kurz – kurz w końcu opada na ziemię.
A co ważniejsze, coraz więcej we mnie współczucia dla ciała, psychiki i uwarunkowania, które dostałam pod opiekę…
Więc proszę, voilà!
Zraniły mnie twoje słowa – tkwią we mnie jak cierpnie.
Żadną „mądrością” nie udało mi się ich wyciągnąć.
Tak, chciałam przechytrzyć niepostrzeżenie…, tak po cichu-ciemku… moje zranienie…
Spiritual parenting chociażby…
Bo dopiero się uczę sadzać ból przy stole i patrzeć mu w oczy bez gadania.
Zagadywania.
Ale pod tym, albo po tym, albo w tym, chciałabym czymś w ciebie rzucić – wiem czym – tymi pierdolonymi niedopowiedzeniami, które karmiły moje tęsknoty i głody -, i wyrzygać ci pod stopy – boli, boli, boli…!
I: „Pierdol się…! Tchórzu…”
Chciałabym cię pchnąć – tak byś poczuł moje dłonie na swojej klatce piersiowej i stracił równowagę.
Fizyczną i moralną.
Tak jak ja.
małgo rosa
Wow! Wystrzeliło mnie z butów…
Brzmi jak: zalała mnie fala żywotności 🙂